Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 347.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zwala o sobie zapominać i od czasu do czasu daje znać, że i ona ma swoje prawa na tym świecie.

Niedawno temu przyszedł młody człowiek, lat 21 albo 22 mieć mogący, odwiedzić krewną trędowatą. Od tygodnia skarżył się na ból w piersiach. Pogorszyło mu się raptownie i zaczął konać. Trędowata, którą odwiedził, zawołała mnie, żebym ochrzcił konającego (był to poganin). Poszedłem więc natychmiast i ochrzciłem go, a po chwili już nie żył. Jeden z robotników pracujących u mnie, przyszedłszy rano do roboty, żalił się przed drugimi, że go głowa boli, a w niespełna godzinę odnieśli go nieżywego do jego wioski. Ten nieszczęśliwy umarł bez chrztu, bo nie dano mi znać o nim; mówili mi ludzie, że nie mogli mnie uwiadomić dla braku czasu, gdyż była to śmierć prawie nagła. Można się jednak pocieszać nadzieją, że ten człowiek miał chrzest pragnienia, bo oddawna przed śmiercią nosił się ciągle z myślą, żeby się dać ochrzcić. Tyle wciąż wypadków śmierci na wszystkie strony, a mimo to, tak łatwo człowiek zapomina, choćby na krótki czas tylko, o śmierci; a ile to ludzi na świecie, co na nieszczęście wcale o niej nie chcą myśleć.
Kończę bazgraninę, oczekując niecierpliwie listu od Ojca i polecając się Jego łaskawej pamięci w modlitwach.