Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 363.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszędzie wewnątrz biegnie chodnik kryty koło domu, słupy ma z cegły i wyłożony płytami kamiennemi, żeby podczas deszczu można było wszędzie dostać się na sucho. To niby brama (fot. 2 podwórze wewnętrzne mężczyzn, str. 369), naprzeciw której stoi na fotografii nas dwóch: kamieniarz i ja, to wcale nie brama i przejścia tam nie ma wcale, jest to miejsce wolne, zostawione umyślnie dla przewiewu, bo po obu stronach są wychodki przy sypialniach. Wszędzie w budynkach przewiew urządzony tak: w sufitach powprawiane rury blaszane, niby kominki (decimetr średnicy), wychodzące z mieszkań na strych tylko, t. j. pod blachę, ale nie na zewnątrz dachu. Na strychu wszędzie w tych przejściach niby, zostawionych dla przewiewu, o których nieco wyżej wspomniałem, nad drzwiami mieszkań są okna (widać to dobrze na fotografii 1 w końcowych budynkach) wychodzące na zewnątrz, ale zawsze pod dachem. Dach całego zakładu, a zatem i strych, stanowi jedną całość, takim więc sposobem na strychu ustawiczny przeciąg wiatru, oczyszczający powietrze, a deszcz do środka dostać się nie może. Tenże sam przeciąg wiatru na strychu będzie chronił od zbytecznego gorąca, kiedy się blacha rozpali od słońca. W każdym mieszkaniu będzie tych kominków więcej lub mniej, stosownie do wielkości sali. W oknach nigdzie krat niema i nie będzie; gdzie będzie tego potrzeba, dam siatkę drucianą. Okna wyglądają niby zakratowane (fotografia 3), chociaż to nie są kraty tylko same okna, bo szyby umyślnie dano maleńkie, żeby łatwiej było wstawić kiedy się stłucze (o co wcale nie będzie trudno u moich piskląt) i żeby nie zbyt wiele stracić szkła podczas transportu z Europy. Coś stracić trzeba, to rzecz jasna, ale o małą szybkę daleko łatwiej wystarać się i dostać, niż wielką, a szkoda mniejsza kiedy się stłucze. Te niby ganki poprzybudo-