Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 373.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

może na tym świecie. Kiedyś niedawno zwiedzał moją budowę pewien jegomość, nie czarny, nie, ale wazaha, i to dość gruba ryba w dodatku, i mówi mi: »nie na wiele się przyda taki płot, bo to żadne zamknięcie, żeby nie wiem jak rozrosły się róże, to, mając angady (łopatka żelazna) łatwo sobie drogę zrobić; lepiejby, Ojcze, o czem mocniejszem pomyśleć.« Odpowiedziałem mu na to, że nie na wiele drzwi w domu się przydarzą, bo żeby je nie wiedzieć jak zamknąć i zaryglować, to mając siekierę, łatwo wejść do wnętrza domu. — »No tak... ale...« mówi on. — No co ale, ale co? zapytałem. Nic mi na to nie odpowiedział, więc i ja dałem mu pokój, w krytyka jednak przestał się ten pan bawić.
Ostatnie fotografie jakie Ojcu posłałem, były to mieszkania chorych pod dachem już, na razie nie mogę jeszcze wysłać nowych, bo dopiero kopią się i zakładają fundamenta po resztę budynków, jak coś już będzie widać murów nad ziemią, zaraz postaram się o fotografię takowych dla Ojca. Do tego czasu, może Bóg pozwoli, że i żywopłot na tyle podrośnie, że będzie mógł też figurować na papierze, będzie Ojciec miał jasne pojęcie o tem, co zrobiłem.
Mój Ojcze, teraz wielka do Ojca prośba, mianowicie: żeby Ojciec żebrał jak u Matki Najświętszej, tak u ludzi fundacye łóżek; niech Ojciec będzie łaskaw i modlić się o to i wydrukować w »Misyach«, żeby czytający je wiedzieli, że ja proszę bardzo a bardzo o zakupywanie łóżek — zapewnienie utrzymania chorych po wieczne czasy. Na drobniejsze jałmużny nie bardzo ja rachuję, bo to strasznie nie pewne; mamy np. na utrzymanie chorego przez rok — a co po tem? Jeżeli nie będzie za co go dalej żywić, to wyrzucić go za drzwi, czy co, kiedy on może bardziej chory, niż kiedyś go przyjąłem przed rokiem? Robota, dzięki Bogu,