pan Bumble drzwi nieco uchylił, głowę swoję, lecz ozdoby trójgraniastego kapelusza pozbawioną, przez nie do izdebki wsunął, i głośno na Oliwera zawołał:
— Chodźże.... chodź, mój drogi Oliwerze! chodź do tych zacnych i godnych panów!
Lecz przytém spojrzenie groźne i przeraźliwe na biednego chłopca rzucił, dodając po cichutku:
— Pamiętaj na to, com ci mówił, ty mały łotrze!
Oliwer, słysząc te dwie, tak sobie wprost przeciwne przemowy pana Bumble, z nie małém zadziwieniem w swej prostocie serca w oczy mu spojrzał. Ale pan Woźny tyle czasu mu nie dozwolił, aby w tej mierze jakie uwagi mógł uczynić, i wprowadził go natychmiast do przyległéj izby radniéj, do której drzwi stały otworem.
Była to izba obszerna o jednym wielkim oknie, w której za biórkiem dwóch panów w podeszłym już wieku, mających głowy upudrowane, na krzesłach wysokich siedziało. Jeden z nich czytał gazetę, a drugi przebiegał za pomocą okularów, w żółwią skorupę oprawnych, kartę pergaminową przed nim leżącą.
Pan Limbkins stał z jednéj strony biórka, a pan Gamfield z twarzą starannie umytą z drugiéj. Kilku napuszonych panów, w wielkich, palonych butach, przechadzało się po izbie i rozmawiało między sobą.
Zdawało się, że ów stary Jegomość w okularach z żółwiej skorupy, znużony zapewnie zbytnią pracą przy czytaniu tego małego zwitku pergaminowego, szczęśliwie i błogo sobie zadrżemał, a chwila milczenia nastąpiła po przybyciu Oliwera do izby, któremu pan Bumble wprost naprzeciw biórka stanąć kazał.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.