Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

werbery, — odpowiedział na to Woźny i zatopił głęboko swe dwa palce w tabakierkę pana Sowerberry, bardzo ładny i przemyślny wzorek mały uprzywilejowanéj trumienki przedstawiającą, którą mu tenże uprzejmie podał.
— Jestem przekonany o tém, że się jeszcze majątku dorobisz, panie Sowerberry, — powtórzył Bumble, poklepawszy go z lekka i po przyjacielsku laską swoją urzędową po ramieniu.
— Czy tak myślisz? — odpowiedział na to Przedsiębiorca głosem na pół zaprzeczającym i na pół przypuszczającém prawdopodobieństwo tego wypadku. — Cena przez zbór naznaczona jest za nadto mała, mój p. Bumble.
— Nie mniejsza od trumien, — odpowiedział Woźny, o tyle tylko usta do uśmiechu zmuszając, o ile na to powaga urzędowa zezwalała.
Lecz pana Sowerberry ta uwaga bardziéj rozśmieszyła, jak mu to roztropność nakazywała. Śmiał się tedy długo bez przestanku.
— Prawda,.... prawda,.... panie Bumble, — rzekł nakoniec, — nie można tego zaprzeczyć, że od czasu, jakeście wasz nowy system żywienia ubogich w tym domu roboczym zaprowadzili, trumny trochę węższe i płytsze wypadają, jak dotąd zwykle bywały. Lecz i my przecież jaki taki zysk mieć musimy, panie Bumble. Dobre suche drzewo w tych czasach bardzo rzadkie i drogie, a rączki żelazne wszystkie z Birmingham kanałem sprowadzać muszemy.
— Słuszna prawda! — odpowiedział pan Bumble. — I kura grzebie, aby coś wygrzebała, a zysk uczciwy nikogo nie krzywdzi.