mięsa z różnymi resztkami i kościami na stole przed nim postawiono.
Byłbym sobie życzył, aby jaki filozof dobrze wykarmiony, w którego żołądku jadło i napój w żółć się zamienia,.... którego krew to lód, a serce to żelazo, mógł był widzieć téj chwili Oliwera, połykającego te przysmaczki mięsa, o które pies nawet nie dbał, i poświadczyć, z jaką żarłocznością okropną, z jaką chciwością wygłodniałego źwierzęcia te kęsy jeden po drugim pochłaniał!....
— No i cóż, — ozwała się żona Przedsiębiorcy, gdy Oliwer wieczerzę swoję skończył, na którą się ze zgrozą wewnętrzną i obawą przed jego przyszłą żarłocznością, patrzyła, — czy masz już dosyć?
Oliwer, nie widząc już nic więcéj takiego przed sobą, coby mu się zjedzenia godném być zdawało, odpowiedział z potwierdzeniem na to zapytanie swéj pani.
— To chodź za mną, — rzekła pani Sowerberry, biorąc z sobą kaganek brudny, smrodliwy, i wracając po schodach na górę. — Łoże twoje pod stołem. Może się boisz spać pomiędzy trumnami?... Czy ty się jednak boisz, lub nie boisz, o to wcale nie chodzi, gdyż dla ciebie innego miejsca niema. Chodź i nie zatrzymuj mię tutaj przez całą noc!
Oliwer nie ociągał się dłużéj i poszedł za swoją nową panią.