żający głos powitać przyrzekł, aby na chwilę przynajmniéj wątpliwość najmniejszą był miał zachować, iż właściciel tego głosu, ktokolwiek on będzie, w sposób dla siebie najzaszczytniejszy tego słowa danego nie dotrzyma. Ręką drżącą przeto zasuwkę ostatnią odsunął, i drzwi na oścież otworzył.
Przez kilka chwil Oliwer po ulicy to w tę, to w ową stronę spoglądał, w tém mniemaniu, że ów nieznajomy, który przez dziurkę od klucza z nim rozmawiał, po ulicy przejść się musiał, aby się cokolwiek rozegrzać; lecz nikogo nigdzie nie spostrzegł, wyjąwszy otyłego chłopca z domu miłosierdzia, siedzącego na kamieniu wprost naprzeciwko składu, i spożywającego spokojnie kromkę chleba z masłem, którą kozikiem na kawałki wielkości otworu swych ust krajał i potém je z wielką żarłocznością pochłaniał.
— Proszę mi powiedzieć, — ozwał się nakoniec Oliwer, niewidząc nikogo więcéj na ulicy, — czyście to nie wy przed chwilą do drzwi pukali?
— Tak jest,.... ja to pukałem, — odpowiedział ów chłopiec.
— Czy sobie może trumny życzycie, Sir? — zapytał Oliwer prostodusznie.
Na to pytanie ów chłopiec z domu miłosierdzia groźnie na Oliwera spojrzał i odpowiedział, iż on sam w krótce dla siebie trumny potrzebować będzie, jeżeli sobie takie żarty ze swoim przełożonym pozwala.
— Jak widzę, to nie wiesz, kto ja jestem, chłopcze z roboczego domu, ha? — zawołał chłopiec z domu miłosierdzia, podniósłszy się z nadzwyczajną godnością z kamienia, na którym siedział.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/064
Ta strona została uwierzytelniona.