sobności mógł towarzyszyć, gdyby mu usługi jego były potrzebne.
Téj sposobności długo czekać nie potrzebowano, gdyż zaraz nazajutrz, w półtoréj godziny blisko po śniadaniu, pan Bumble wpadł do składu, laskę swoję urzędową oparł o biórko, wydobył z kieszeni swój pulares skórżany, wyjął z niego małą kartkę i podał ją panu Sowerberry.
— Aha! — zawołał Przedsiębiorca, spoglądając na tę kartkę z radością, — zamówienie na trumnę i pogrzeb, nieprawdaż?
— Najprzód na trumnę, a potém na pogrzeb na koszta Gminy....
Odpowiedział Bumble, chowając na powrót do kieszeni swój pulares skórzany, co do grubości bardzo do niego podobny.
— Bajton! — zawołał Przedsiębiorca, spoglądając to na kartkę, to na pana Bumble na przemian. — Jeszczem tego nazwiska nigdy nie słyszał.
Bumble wstrząsnął głową i odpowiedział:
— Jest to naród uparty, panie Sowerberry, bardzo uparty; a pyszny aż strach, Sir!
— Pyszny? doprawdy! — zawołał Sowerberry z szyderskim uśmiechem. — Ejże, i to bardzo?
— Aż do znudzenia, — odpowiedział Woźny; — aż do odrazy, panie Sowerberry.
— To prawda, to prawda! — potwierdził Przedsiębiorca, aby Woźnego uspokoić.
— Nie słyszeliśmy jeszcze nigdy o nim, dopiero wczoraj wieczór, — rzekł Woźny, — i bylibyśmy go może nigdy nie poznali, gdyby się kobieta, miesz-
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.