był zdrożony, iż się pod nim chwiały. Noc druga, podobnie jak pierwsza, w czystém polu przepędzona, niebardzo go także pokrzepiła, a gdy nazajutrz rano w dalszą drogę się wybierał, zaledwie tyle miał mocy, że się krokiem chwiejącym daléj powlec zdołał.
Pewnego razu Oliwer, widząc, że powóz pocztowy nadjeżdża, zatrzymał się u stopy dość wysokiego wzgórza, i zaczął podróżnych, na wierzchu siedzących, o pomoc błagać. Lecz mało pomiędzy nimi takich znalazł, którzyby uwagę swoję na niego byli zwrócili, a i ci mu jeszcze powiedzieli, żeby cierpliwym był, dopokąd się na szczyt góry niedostaną, i nie zobaczą, jak daleko za pół fenika biedz potrafi.
Biedny Oliwer biegł tedy koło wozu tak długo, jak tylko mógł; lecz to długo trwać nie mogło, gdyż jego wysilenie było za nadto wielkie, a jego nogi bardzo poranione.
Gdy to owi podróżni zobaczyli, natychmiast swoje półfeniki do kieszeni pochowali, i oświadczyli, iż z niego mały pies leniwy, który na żadną pomoc i litość nie zasługuje; a powóz tymczasem daléj pogonił i tylko chmurę pyłu za sobą pozostawił.
W bardzo wielu wioskach były wielkie tablice przybite z tém ostrzeżeniem, iż ktokolwiek się w tym okręgu żebrać ośmieli, zostanie natychmiast do domu poprawy oddany, a ta groźba Oliwera tak mocnym strachem zwykle nabawiła, iż wszelkich sił swoich dobywał, aby to miejsce jak najśpieszniéj opuścić.
W innych wioskach stawał u drzwi gospodnich, i ze smutkiem na ludzi tamtędy przechodzących spoglądał; lecz i to postępowanie jego zwykle ten skutek za sobą
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/108
Ta strona została skorygowana.