pociągnęło, iż gospodyni tego domu gospodniego któremukolwiek ze swoich parobków, bezczynnie po wszystkich kątach gospody się włóczących, natychmiast surowo nakazała, tego chłopca ze swego stanowiska spędzić, mając go w podejrzeniu, iż po to tylko stoi, aby dogodną sposobność upatrzyć i coś z domu ukraść.
Jeżeli zaś Oliwer kiedy u drzwi wieśniaka się zatrzymał, żebrząc o jałmużnę, zdarzało się zwykle w dziewięciu razach na dziesięć, iż mu wypuszczeniem psów na niego zagrożono, jeżeli się natychmiast nieoddali; a jeżeli kiedykolwiek do jakiego kramu zajrzał, zwykle rozmowę o Woźnym usłyszał, co mu natychmiast serce do ust wpędziło; bardzo często rzecz jedyna, którą przez całe dnie prawie miał w ustach[1].
I w istocie, gdyby się jakiś ksiądz dobroduszny i jakaś staruszka dobrotliwa nad nim nie była zlitowała, cierpienia Oliwera byłyby się z pewnością w ten sam sposób skończyły, jak i cierpienia jego matki; czyli inaczéj powiedziawszy: byłby niezawodnie umarł z głodu na królewskim gościeńcu. Ale ów ksiądz wsparł go kawałkiem chleba i sera, a owa staruszka zacna, mająca podobno w świecie jakiegoś wnuczka, który się zapewnie na morzu z okrętem rozbił, i w skutek tego boso, głodno i chłodno po świecie włóczyć musiał, miała także litość i nad nim, biedną sierotą, i dała mu tyle,.... ile tylko dać mogła,.... a nawet i więcéj,.... albowiem
- ↑ Tyle co: skoczyła mu dusza na ramię; zatrzymałem jednak ten dowcip i w tłómaczeniu, dla zachowania cechy angielskiéj.