koło siebie spoglądając, ludzie nie najlepszegszego pozoru, którzy widocznie nienajlepsze zamiary mieć musieli.
Ta uwaga takie wrażenie na Oliwera zrobiła, iż właśnie nad tém rozmyślać zaczął, czyliby to nie było lepiéj dla niego uciec, gdy go téj chwili przewodnik, doszedłszy do podnóża małego pagórka, za rękę chwycił, drzwi w pobliżu Field-lane śpiesznie otworzył, i wtrąciwszy Oliwera do sieni, natychmiast je za sobą zamknął.
— Kto tam? — zawołał głos z dołu się wydobywający, jako odpowiedź na świśnięcie właściwe Smyka.
— Plummy i Slum! — odpowiedział Smyk.
Te słowa musiały być hasłem umówioném, jak się zdawało, albowiem wkrótce mdławe światło lichéj świecy na przeciwnym końcu sieni na ścianie się odbiło, a oblicze mężczyzny nad poręczą starych schodów, do kuchni wiodących, się pojawiło.
— Jak widzę to was dwóch? — zapytał ów nieznajomy, odsunąwszy cokolwiek świecę od siebie, i zasłoniwszy ją ręką od oczów. — Cóż to za jeden ten drugi?
— Zieleniak, — odpowiedział Jakub Dawkins, popchnąwszy Oliwera naprzód.
— Zkądże przychodzi?
— Z daleka.... Czy Fagin w domu?
— W domu! Właśnie szmaty przebiera... Chodźcie.
Natychmiast świeca znikła, a z nią i oblicze nieznajomego.
Oliwer, wyciągnąwszy jedną rękę przed siebie, a drugą mocno swego towarzysza się trzymając, wpiął się na koniec z wielką trudnością po schodach ciemnych i spru-
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/117
Ta strona została skorygowana.