szczerzyć zaczęli, podobnie jak i sam Żyd, trzymający ów wielki widelec w ręku.
— Panie Fagin, — rzekł Jakub Dawkins, — oto jest mój przyjaciel, Oliwer Twist.
Żyd twarz do uśmiechu wykrzywił, zęby wyszczerzył, i skłoniwszy się Oliwerowi niziutko, ścisnął go za rękę i rzekł: „iż się spodziewa zasłużyć na zaszczyt jego bliższéj znajomości.“
Po dopełnieniu tych wszystkich wstępowych grzeczności owi młodzi ludzie Oliwera w koło obstąpili, i serdecznie go za obie ręce ściskać zaczęli; najszczerzéj i najskwapliwiéj zaś ten, co mu jego małe zawiniątko z rąk odebrał. Drugi z nich, chcąc mu przez swoję nadzwyczajną troskliwość zbytniego trudu ulżyć, chwycił za jego czapkę, aby ją powiesić; inny zaś był tak grzeczny, iż swoje ręce do jego kieszeni wsunął, ażeby Oliwer, udając się na spoczynek, i będąc już i tak mocno znużony, wypróżnieniem się ich kłopotać nie potrzebował.
Ci młodzi ludzie byliby swoję uprzejmość daléj jeszcze może posunęli, gdyby ów stary Żyd hojnym upominkiem swego wielkiego widelca ich grzbiety nie był udarował, i przeto téj ich zbytecznéj grzeczności poskromił.
— Panie Oliwer!..... bardzo radzi jesteśmy,..... żeśmy cię poznali, — ozwał się w końcu Żyd do niego. — Smyku, zestawno kiełbasy z ognia i przynieś dla pana Oliwera beczułkę do kominka, aby miał na czém usiąść.... A!....! spoglądasz na chustki od nosa, co? nieprawdaż mój drogi, że ich mamy podostatkiem,... nieprawdaż?... Wyjąłem je właśnie do prania!... ha! ha! ha!
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/119
Ta strona została skorygowana.