ulicy przeszli, i nieznacznie tuż za owym staruszkiem
stanęli, który ich uwagę na siebie był zwrócił.
Oliwer także kilka kroków za nimi poszedł, nie wiedząc jednak, czyli ma iść daléj, lub też się wrócić, stanął, spoglądając na nich w niemém osłupieniu.
Ów staruszek z głową upudrowaną i złotemi okularami, wyglądał na osobę poważną i czcigodną; w surducie zielonym o czarnym, aksamitnym kołnierzu, spodniach białych, z grubą laską z tureckiéj trzciny pod pachą, stał koło księgarni i czytał w książce, którą od księgarza do przejrzenia pożyczył, tak pilnie, jakby w swojém krześle wygodném u siebie w domu siedział.
Być może, iż ten staruszek sam był rzeczywiście w tém mniemaniu, gdyż się tak mocno w swojém czytaniu zatopił, iż ani kramu z książkami, ani ulicy, ani tych chłopców, słowem nic, prócz téj swojéj książki jedynie nie widział, którą sobie zapewnie zaraz na ulicy od deski do deski przeczytać postanowić musiał, bo ciągle kartę za kartą porządkiem przewracał, a skończywszy jedną stronę na dole zaraz następną z góry z największém zajęciem i pilnością czytać zaczynał.
Lecz jakżeż wielkie zadziwienie i zgroza Oliwera przejęła, gdy stojąc o kilka kroków od owego staruszka oddalony, wytrzeszczywszy oczy szeroko, spostrzegł, iż Smyk rękę do kieszeni staruszka czytającego wsunął, chustkę z niéj wyciągnął, Karolkowi ją szybko podał, a potém się natychmiast z nim jak najśpieszniéj oddalił i koło rogu ulicy znikł mu z oczu.
W oka mgnieniu cała tajemnica z chustkami, zegarkami, klejnotami i Żydem Oliwerowi się wyjaśniła, i przez myśl mu przebiegła. Chwilę stał na miejscu jak
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/136
Ta strona została skorygowana.