Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

wcale przysposobionym nie był, strach i przerażenie coraz to większe go przejmowało; biegł tedy szybko jak wiatr, a za nim ów stary jegomość i jego dwaj towarzysze, krzycząc i wołając:
— Łapajcie złodzieja! łapajcie złodzieja.
— Łapajcie złodzieja!... łapajcie złodzieja!
W tych słowach leży jakaś moc czarowna! Przekupca porzuca swój kram, woźnica swój wóz, rzeźnik swoje niecki, piekarz swoje dzierze, mleczarz swój dzban, drążnik swój ciężar, kamieniarz swoje narzędzie, dziecko swoję piłkę, uczeń swoje książki, a wszystko bieży bez ładu, bez porządku, jeden ubiegając drugiego, cisnąc się, tłocząc, tłumiąc, wrzeszcząc, krzycząc, potrącając, uderzając o przechodzących przy zwrocie koło ulicy, pobudzając psów do szczekania, zadziwiając pospólstwo, a rynki, ulice, podwórza, powtarzają i wracają odgłos tych słów:
— Łapajcie złodzieja!.... łapajcie złodzieja!
Wołanie to powtarza tysiąc głosów, a tłum się za każdym zakrętem ulicy pomnaża. Oto pędzą, brodząc po błocie, kłapiąc po bruku, drzwi i okna po domach się otwierają, a lud z nich wypada coraz daléj tłum cisnąc,.... publiczność bawiąca się opuszcza błazna w najpiękniejszym figlu jego, i łącząc się z goniącym tłumem pomnaża go i większéj mocy jeszcze nadaje temu wrzaskowi.
— Łapajcie złodzieja!.... łapajcie złodzieja!
— Łapajcie złodzieja!.. łapajcie złodzieja!... Żądza kogoś gonić człowiekowi jest wrodzona. Biedny chłopczyna zadyszany, wysilony, tchu pozbawiony, z trwogą w spojrzeniu, zgrozą w oku któremu pot gęstemi kro-