plami z czoła ciecze, wszystkich sił dobywa, aby prześladowcom swoim uciec; lecz czém bardziéj się za każdym krokiem do niego zbliżają, tém głośniejszym wrzaskiem jego siły opadające witają, krzyczą i wołają z radością:
— Łapajcie złodzieja!.... chwytajcie złodzieja!...
Chwytajcie go na miłość Boga! miejcie litość i łapajcie go!
Nakoniec zostaje schwytany!
Zręcznie uderzony i oto leży powalony na ziemi, a tłum się ciśnie chciwie do niego, i każdy nowo przybyły trąca, popycha, dobija się, aby tylko zobaczyć złodzieja.
— Ustąpcie!
— Dozwólcież mu przecież odetchnąć, niech do siebie przyjdzie.
— Głupstwo!.... niezasłużył na to....
— Gdzie jest stary jegomość!
— Oto idzie!....
— Miejsca dla tego jegomości.
— Czy to ten chłopiec Sir?
— Tak jest!
Oliwer leżał powalony na ziemię, zakrwawiony, zabłocony, pyłem okryty i spoglądał dziko z trwogi i przerażenia na ten tłum otaczających go twarzy. Gdy owego staruszka przemocą prawie do koła biednego chłopczynę najbliżéj otaczających prześladowców wciśnięto, wepchnięto i odpowiedź na nim wymuszono:
— Tak jest, — odezwał się litościwie dobroduszny
starowina; — boje się, że to on!
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/139
Ta strona została skorygowana.