— Proszę mu tylko nic złego nie robić! — ozwał się staruszek litościwie.
— Już ja mu nic złego nie zrobię!.... — odpowiedział żandarm i tak go na dowód silnie za kołnierz schwycił, że mu go omal nie obdarł. — Chodź no chodź, urwiszu!.... znam ja ciebie ptaszku! to ci teraz na sucho nic ujdzie!.... Czy staniesz ty raz na nogach, ty drabie mały!
Oliwer się zaledwie na nogach mógł utrzymać; jednak wszystkich sił swoich dobył, aby się podnieść, a żandarm go natychmiast za kołnierz ulicą powlókł.
Staruszek udał się także za niemi, a mnóstwo ludu im towarzyszyło, o parę kroków Oliwera ciągle uprzedzało, i w oczy mu nieustannie zaglądało. Uliczniki nie posiadali się z radości, krzyczeli, wrzeszczeli, a śród tego wrzasku tłum cały daléj się posuwał.