Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

ja, ani ty nieznamy wcale téj osoby, któréj to jest portret. Jak widzę to ci się bardzo podoba, mój drogi synu?
— Bo on taki ładny!.... taki piękny! — odpowiedział Oliwer.
— Ty się go przecież nie lękasz?
Zawołała staruszka, spostrzegłszy z zadziwieniem, iż chłopczyna z pewną trwogą na niego spoglądał.
— O nie, nie! — odparł skwapliwie Oliwer; — lecz w jéj oczach taki smutek rzewny sie przebija, a mnie się zdaje, że one ciągle na mnie są zwrócone. Moje serce tak bije, — dodał Oliwer ciszéj, — jakby ona była żywa i mówić chciała do mnie, tylko niemogła!
— Wielki Boże! — zawołała staruszka, zrywając się nagle z krzesła; — to są mowy dziwne, mój synu! Jesteś jeszcze jak widać, bardzo osłabiony i draźliwy po twojéj słabości. Pozwól mi twoje krzesło na drugą stronę obrócić, abyś tego obrazu nie miał więcéj na oczach. Tak, — dodała staruszka, uskuteczniwszy swój zamysł, — teraz go już więcéj nie będziesz mógł widzieć.
Lecz Oliwer tak wyraźnie ten obraz swéj wyobraźni mógł widzieć, jakby swego położenia niebył wcale zmienił; pomyślał sobie jednak, iż lepiéj zrobi, staruszcze o tém nic wcale nie mówić, by téj godnéj i dobrodusznéj kobieciny, tak starannie i troskliwie koło niego chodzącéj, nie zmartwić. Uśmiechnął się tedy mile, gdy na niego spojrzała, a pani Bedwin, rada że mu teraz wygodniéj będzie, posoliła rosół i wdrobiła do