śledcze spojrzenie z pod gęstych, rudych brwi swoich, ucho do drzwi przyłożył i uważnie nadsłuchiwał.
— Cóż to się znaczy? — mruknął Żyd nieco zmięszany; — tylko ich dwóch! a gdzież trzeci? przecież ich żadna nieprzyjemność nie spotkała?
Stąpania coraz bardziéj się zbliżały; doszły już do
przedpokoju, drzwi się wkrótce ostrożnie otworzyły, a Smyk i Karolek Bates wszedłszy przez nie, starannie je za sobą zamknęli.
— Gdzie jest Oliwer? — zawołał Żyd z wściekłością, zerwawszy się do nich z groźném wejrzeniem, — gdzie jest chłopiec?
Obaj złodzieje młodzi tak dziwnie na swego nauczyciala spojrzeli, jakby gniew jego niezwyczajną trwogą ich nabawił; potém z niespokojnością na siebie okiem rzucili, lecz na jego pytanie nic nie odpowiedzieli.
— Co się z chłopcem stało? — zawołał Żyd, uchwyciwszy mocno Smyka za kołnierz, trzęsąc nim i miotając okropne przekleństwa. — Mów, albo cię zaduszę!
Na obliczu Fagina taka srogość się przytém malowała, że Karolek Bates, kierujący się zawsze tą nader roztropną zasadą, iż lepiéj zawsze na każden przypadek być gotowym i mieć się na ostrożności, i teraz za rzecz nie bardzo do prawdy niepodobną uznał, żeby po zaduszeniu jego przyjaciela i na niego koléj przyjść mogła. Padł tedy na kolana i wydał głośny, przeciągły, wytrwały ryk, stanowiący środek między rykiem byka i huczeniem tuby morskiéj.
— Czy powiesz ty raz, gdzieście go podzieli?
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/174
Ta strona została skorygowana.