Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

Zagrzmiał Żyd powtórnie, wstrząsnąwszy oraz Smykiem tak gwałtownie, że ten wielkim cudem jedynie w swoim przestronym surducie się utrzymał.
— No.... i cóż wielkiego!.... schwycili go i koniec!.... — odpowiedział nakoniec Smyk kwaśno. — Ot, puszczajcie mnie!
To wyrzekłszy, tak się zręcznie rzucił, że do razu ze swojego wielkiego i przestronego surduta wyleciał; poczém natychmiast do kominka poskoczył, za owe wielkie grabki chwycił i niemi cios tak silny w kamizelkę żartobliwego staruszka wymierzył, że, gdyby nim dobrze był ugodził, byłby z jego brzucha daleko więcéj wesołości wypuścił, jak dwa lub trzy miesiące wynagrodzić zdołały.
Żyd, spostrzegłszy to niebezpieczeństwo groźne, uskoczył w bok z daleko większą zwinnością, jak się tego po człowieku tak pozornie nędznym spodziewać było można, i chwycił za kubek cynowy, chcąc z nim głowę napastnika zapoznać. Lecz Karolek Bates zwrócił w téj chwili swoim rykiem rzeczywiście okropnym uwagę jego na siebie, a to było powodem, że Żyd nagie swój cel zmienił, i kubkiem w tego młodego człowieka ugodził.
— Co się tu dzieje do kroćset tysięcy piekielnych piorunów?! — zagrzmiał gniewliwie gruby głos. — Kto to na mnie rzucił? Szczęście dla niego że to piwo a nie dzbanek mię ugodził, inaczéj bym go był i ja tak ugodził, żeby mu oczy były kołem stanęły...... Powinienem się był zaraz domyśleć, żeby prócz takiego piekielnego, bogatego, zdzierczego, złodziejskiego Żyda nikomu innemu na myśl nie było przy-