szło, czém inném jak wodą na ludzi rzucać; a nawet
i wodą nie, jeżeliby towarzystwa dostarczania wody rzecznéj każde ćwierć roku dobrze nie oszukał.... Cóż to takiego, Fagin? Niech mię djabli wezmą, jeżeli na mojéj chustce będą plamy z piwa!.... Na tu, nikczemne zwierze, czego się kryjesz za drzwiami, może się wstydzisz twojego pana? co? Na tu!....
Człowiek, który takim głosem grzmiącym przemawiał, był to mężczyzna nizki, krępy, pięćdziesiąt lat blizko mający, w czarnym surducie manszestrowym, zabłoconych spodniach sukiennych, ciżmach sznurowanych i szarych bawełnianych pończochach, otaczających parę nóg żylastych i kościstych z tęgiemi łytkami, — nóg, którem w podobném ubraniu zawsze na czémś zbywa, jeżeli kajdany ich nie zdobią.
Na głowie miał kapelusz bronzowy, a na szyi brudną chustkę, któréj długiemi rozpuszczonemi końcami podczas owéj przemowy piwo sobie ocierał z twarzy, objawiającéj po skończeniu téj pracy obszerność i brzydotę niepospolitą i trzechdniowy zarost brody; para groźnych oczu lśniła ponuro w swych jamach, a jedno z nich objawiało różnobarwne ślady świeżego podbicia. —
— Na tu,.... czy przyjdziesz ty raz?
Zagrzmiał ten nadzwyczaj przyjemnie wyglądający
złoczyńca.
Na to zaproszenie wbiegł do izby biały pudel angielski, z długim krętym włosem, pyskiem podrapanym i poranionym.
— Dla czegoś nie przyszedł zaraz? — zawołał ów
przybylec. — Czyś już tak spyszniał, że się nawet twojego
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/176
Ta strona została skorygowana.