Żydowi wręcz stanowczo oświadczyła, że iść nie chce; ona tylko objawiła swoję chęć i życzenie najświętsze, aby jéj w razie, gdyby to żądanie przyjęła, ostatnie błogosławieństwo dano; przez co w sposób grzeczny i zręczny właściwe pytanie obeszła, i dowiodła, iż posiada właśnie owę dobroć serca wrodzoną, nie dozwalającą nikomu, choćby najgorszéj nawet istocie, odmówieniem wprost wyrzeczonym i niezłomnym przykrego ciosu zadać.
Żyda trwoga wielka ogarnęła; z niespokojnością
odwrócił się od téj dziewczyny bardzo pstro, aby nie powiedzieć, pysznie, w czerwoną sukienkę, zielone buciki i żółte papiloty ubranéj, do jéj towarzyszki nieco skromniejszéj.
— Nancy, moja droga Nancy, — rzekł Żyd schlebiając, — cóż ty na to mówisz?
— Że i ja tego nie uczynię, nie zadawaj sobie przeto nadaremnie pracy panie Fagin, — odpowiedziała Nancy.
— Cóż to ma znaczyć? — zapytał Sikes, spojrzawszy na nią surowo.
— To co mówię, Bill, — odpowiedziała dziewczyna odważnie.
— Ty właśnie na to jesteś najlepsza, — rzekł Sikies, — nikt cię tutaj nie zna.
— Mnie téż właśnie o to chodzi, aby mię nikt nie poznał, — odparła Nancy z tą samą odwagą. — Dla tego téż iść nie chcę, Bill!
— Fagin, ona pójdzie! — rzekł Sikies.
— Fagin ona nie pójdzie, — wykrzyknęła Nancy.
— Pójdzie! pójdzie! — odparł Sikes.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/181
Ta strona została skorygowana.