— A! — zawołała gospodyni, spostrzegając kierunek, w którym się Oliwera oczy zwróciły. — Jak widzisz już go nie ma.
— Widzę to pani, — odpowiedział Oliwer z westchnieniem. — Dla czegóż go ztąd wyniesiono?
— Kazałam go z tąd wynieść moje dziecko, dla tego, że pan Brownlow powiedział, iż ten obraz przykre wrażenie na ciebie robić się zdaje, a musisz wiedzieć, żeby to twojemu rychłemu wyzdrowieniu przeszkodzić mogło — odpowiedziała gospodyni.
— O prawdziwie pani, on mi najmniejszéj przykrości nie robił, — odparł Oliwer. — Ja się chętnie na niego patrzyłem; ja go tak lubiłem!
— Dobrze, dobrze! — rzekła gospodyni dzisiaj bardzo wesoła, — jak przyjdziesz do zdrowia i będziesz się miał tak dobrze, jak niegdyś, mój kochany synu! to się ów obraz znowu na swoje dawne miejsce powiesi. Ja ci to przyrzekam, a teraz pomówmy o czém inném.
Oliwer w ówczas ani słowa więcéj o tym obrazie dowiedzieć się nie mógł, a że owa staruszka tak troskliwie i starannie go w słabości pielęgnowała i tak przychylną dla niego była, postanowił sobie przeto nie myśleć już więcéj o nim i przysłuchiwał się z wielką uwagą jéj powieściom o ładnéj i przyjemnéj córce, którą za przystojnego i przyjemnego męża wydała i na wsi teraz mieszka, i o synu będącym teraz pisarzem u pewnego kupca z Zachodnich Indyj, który przytém tak dobrym jest synem i co trzy miesiące tak czułe listy pisuje, że jéj oczy zawsze łzami się zaleją, gdy sobie tylko na niego wspomni.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/189
Ta strona została skorygowana.