W ciemnéj izbie szynkownéj karczmy najpospolitszéj, leżącéj w najbrudniejszéj części miasta, Little Saffran-Hile zwanéj,... w miejscu ciemném i posępném, gdzie przez cały dzień w zimie gaz się po ulicach świeci, dokąd w lecie promień słońca nigdy się przecisnąć nie zdoła, — siedział przy wielkim kubku cynowym i małym kieliszku, mocnym zapachem wódki napełnionym, głęboko zamyślony mężczyzna w manszestrowym surducie, sukiennych spodniach, ciżemkach i kamaszach, któregoby przy tém ciemném świetle nawet każdy ajent policyjny, choćby ze złodziejami bardzo mały był obeznany, natychmiast poznał, i za pana Wilhelma Sikes wziąść ani chwili się nie wahał.
U nóg jego leżał znany nam pies jego biało-włosy i czerwono-oki, zajęty na przemian to spoglądaniem na swego pana oboma oczyma naraz, to lizaniem wielkiéj, świeżéj rany z jednéj strony swego pyska, będącéj według wszelkiego pozoru skutkiem walki niedawnéj.