w odpowiedzi tak lekko i nieznacznie, że tego poruszenia trzecia osoba żadną miarą dostrzedz nie mogła.
I Sikes tego niespostrzegł; albowiem téj chwili właśnie zajęty był sznurowaniem sobie ciżemka, którego mu pies rozerwał; miał przeto głowę pochyloną. Być może, iżby się Sikes nie bardzo był ucieszył, gdyby tę nieznaczną zamianę znaków był spostrzegł; ta myśl byłaby mu przynajmniéj do głowy może przyszła, iż ta okoliczność nie wiele dobrego mu rokuje.
— Czy tu jest kto u ciebie, Barney?
Zapytał Fagin głośno, — gdyż Sikes głowę podniósł i na niego patrzał, — nie podnosząc oczów swych z ziemi.
— Ani żywéj duszy.
Odpowiedział Barney, którego głos i słowa, czy one z serca pochodziły lub nie, zawsze przez nos drogę sobie torowały.
— Niema nikogo?
Zapytał Fagin z zadziwieniem, które zapewnie Barneyowi za skazówkę pozłużyć miało, iż mu prawdę, jeżeli chce, powiedzieć wolno.
— Nie ma nikogo, prócz panny Dadsy! — odpowiedział Barney.
— Nancy! — zawołał Sikes. — Kto, ona? Niech oczy stracę, jeżeli ja téj dziewczyny, dla jéj roztropności wrodzonéj nie lubię.
— Żądała pieczeni i piwa, — odpowiedział Barney.
— Przyślij ją tutaj do nas, — rzekł Sikes, kończąc kieliszek wódki, — przyślij ją natychmiast.
Barney spojrzał bojaźliwie na Fagina, oczekując niby od niego zezwolenia na to, ale Żyd milczał i oczów
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/212
Ta strona została skorygowana.