Odpowiedział głos, który się Oliwerowi cokolwiek znajomy być zdawał.
— Czy staruch w domu? — zapytał Zbójca.
— W domu, — odpowiedział ów głos; — lecz w takim sosie szkaradnym i kwaśnym, jak go jeszcze nigdy nie widziałem. Czy będzie rad z waszego przybycia, tego nie wiem.
Z téj odpowiedzi Oliwer jeszcze większego przekonania nabrał, że mówiący dobrze mu jest znajomy, lubo mu niepodobna było w téj ciemności postaci jego rozpoznać.
— Przynieś światła! — zawołał Sikes; — inaczéj karki poskręcamy, albo które na psa nastąpi, a biada byłoby łytkom tego, kogoby to nieszczęście spotkało.
— Zatrzymajcie się tutaj na chwilę, a ja tymczasem po światło pobiegnę, — odpowiedział ów przewodnik.
Stąpanie odchodzącego natychmiast słyszeć się dało, a w kilka chwil późniéj pojawiła się na schodach postać Jakuba Dawkins, czyli inaczéj: przebiegłego Smyka, niosącego w jednéj ręce świecę zatkniętą w kawałku połamanego lichtarza.
Gdyby nie uśmiech szyderski na chwilkę po ustach jego był przebiegł, niktby tego powiedzieć nie mógł, czyli ten młodzieniec Oliwera poznał lub nie, albowiem żaden inny znak tego na nim nie zdradzał, a on natychmiast się obrócił i przychodniom za sobą iść kazał. Przeszli przez kuchnię zupełnie próżną, a otworzywszy drzwi do nizkiéj, węglową zaduchą napełnionéj izby, któréj okna na podwórze wychodzić się zdawały, grzmiącym wybuchem głośnego śmiechu przyjęci zostali.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/224
Ta strona została skorygowana.