— O moje oczy! moje oczy! — wołał Karolek Bates, z którego płuc ten śmiech głośny się wydobył; — otóż jest! dalibóg, otóż jest! Ach Fagin! tylko się mu przypatrz! Przecież się mu przypatrz Fagin! Ja już dłużéj wytrzymać nie mogę; a to śliczna zabawka! dalibóg, że wytrzymać nie mogę. Niech mię kto wstrzyma, inaczéj pęknę od śmiechu.
Śród tego niepowściągnionego wybuchu wesołości, Karolek Bates padł jak długi na ziemię i zaczął się rzucać i tarzać po niéj przez kilka chwil w tém uniesieniu swéj roskosznéj wesołości. Nakoniec zerwawszy się na nogi, pochwycił ów kawałek lichtarza złamanego ze świecą z rąk Smykowi i przystąpiwszy blizko do Oliwera, w koło go obzierał, a Żyd, zdjąwszy z głowy bierytko, zdumiałemu chłopcu tymczasem kilkakrotnie nizko się ukłonił.
Lecz Smyk, będąc nieco poważniejszego ułożenia, oddając się rzadko kiedy uniesieniu wesołości, zwłaszcza, jeżeli sposobność do zatrudnienia się nastręczała, jął się do wypróżnienia jego kieszeni troskliwie, z niezrównaną zręcznością.
— Przypatrzno się jego odzieży Fagin! — zawołał Karolek, przysuwając światło tak blizko do nowéj sukni Oliwera, że się omal nie zapaliła. — Przypatrzno się jego odzieży;..... jakie piękne sukno!.... jaki krój śliczny!.... jak ładnie na nim leży! — O na moje oczy! jakaż to piękna zabawa!...... Patrzajno Fagin, jak on z temi książkami na prawdziwego panicza wygląda!
— Bardzo mnie to cieszy, że tak dobrze wyglądasz mój kochany! — ozwał się Żyd, z ukłonem głębokim i pokornym. — Smyk ci da inną odzież mój drogi
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/225
Ta strona została skorygowana.