znajomych kramarzy, lub innych ludzi spotkał, którzy go z pokorą witali, gdy koło nich przechodził. Łaskawém skinieniem ręki jedynie za ich powitanie im dziękował i kroku swego pełnego godności dopotąd nie zwolnił, dopokąd do drzwiczek ogrodowych od owego folwarku nie doszedł, w którym pani Mann biedne sieroty z taką macierzyńską troskliwością i pieczołowitością pielęgnowała.
— Ten Woźny przeklęty! — zawołała z gniewem pani Mann, usłyszawszy znane jéj dobrze niecierpliwe pukanie do drzwiczek ogrodowych. — Nie wiedzieć, po co go tutaj djabli o tym czasie, tak rano, przynoszą!.. Ach, pan Bumble!.... O wilku mowa, a wilk idzie!.. Proszę, przoszę, kochany panie Bumble!.... Jakżeż to miło was zobaczyć, Sir!.... Proszę do pokoju Sir.... proszę!
Pierwsza część téj przemowy pani Mann, w któréj gniew przebijał, zwrócona była do Zuzanny, a druga, radość wyrażająca, do pana Bumble, kiedy mu ta poczciwa kobiecina drzwi od ogrodu otwierała i z największém uszanowaniem i uprzejmością do siebie go zapraszała.
— Moja pani Mann, — zawołał Woźny, nie siadając na krześle, lub rzucając się na nie, jakby to każdy inny człowiek z gminu był uczynił, lecz opuszczając się na siedzenie z ruchem właściwym, powolnym; — moja pani Mann,.... dzień dobry!
— Ślicznie dziękuje!.... dzień dobry! — odpowiedziała pani Mann z wdzięcznym dygiem, ujmującym uśmiechem; — mam nadzieję, że się masz dobrze Sir.
— Jako tako, moja pani Mann, jako tako! — od-
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/240
Ta strona została skorygowana.