knąbrniejszy z wszystkich wychowanków Gminy! — zawołał pan Bumble z gniewem. — Gdziesz on jest teraz?
— Przyprowadzę go natychmiast, Sir! — odpowiedziała pani Mann. — Dik!.... chodź tutaj,.... czy słyszysz?
Po wielu wołaniach Dika nakoniec gdzieś w kacie odkryto, twarz jego wodą przy studni zlano, umyto, zapaską pani Mann obtarto, i dopiero potém przed groźne oblicze pana Bumble, Woźnego, przyprowadzono.
Chłopczyna był blady, wychudły; lice miał zapadnięte, a oczy głęboko wklęsłe, wielkie. Ubiór lichy sieroty gminy, ta liberya nędzy i biedy, wisiała przestrono na jego wątłém ciele, a jego członki małe, drobne, takie były suche, wynędzniałe, jakby u starca.
To jest obraz téj małéj istoty, która drżąc na całém ciele przed obliczem pana Bumble stała, nie mając na tyle śmiałości oczów swych z ziemi podnieść, lękając się nawet grzmiącego głosu Woźnego.
— Czy nie możesz twemu przełożonemu śmiało w oczy spojrzeć, ty krąbrny chłopcze? — ozwała się pani Mann do niego.
Chłopczyna podniosła oczy nieśmiało do góry, i spotkała się z wejrzeniem pana Bumble.
— Cóż ci brakuje sieroto Gminy? — zapytał Bumble z dobrotliwością i wesołością.
— Nic panie! — odpowiedziała dziecina słabo.
— I ja także mówię, że nic, — potwierdziła pani Mann, uśmiechająca się w duszy na tę niezwykłą, niesłychaną wesołość i żartobliwość Woźnego. — Ja wiem nawet dobrze, że ci nic nie brakuje.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/244
Ta strona została skorygowana.