mocnemi śrubami do drzewa przymocowane. Światło dniowe przebijało się do tych pokoi jedynie przez małe, rozmaicie u góry okienic powyrzynane otwory; lecz to światło jeszcze większéj posępności im nadawało, i dziwnymi, fantastycznymi cieniami je napełniało.
Jedno tylko okienko w dachu, na tył domu wychodzące, nie miało żadnych okienic, lubo mocną żelazną kratą obwarowane było, a Oliwer bardzo często godziny całe ze smutkiem w sercu i na na obliczu przepędzał, i na świat wyglądał, lubo z tego światu pięknego nic nie mógł widzieć, tylko gromadę gęsto nakupionych dachów, zczerniałych kominów i ostrych szczytów.
Spostrzegł on wprawdzie nieraz głowę popielatą, podartą, z po za ogniowych ścian poblizkich domów, lub też komina się pojawiającą, lecz ta głowa zwykle bardzo szybko na powrót znikała; a że to okno, które Oliwerowi za obserwatoryjum służyło, z zewnątrz goździami mocno przybite, i od dymu, deszczu i starości zczerniałe było, biedny chłopczyna musiał być rady, że to wszystko jako tako, lubo nie bardzo jasno mógł widzieć, i kształty tych różnych przedmiotów rozpoznać, nieżądając tego wcale, aby go widziano lub słyszano, — do czego nawet żadnego podobieństwa nie było, tak samo, jakby na przykład w kopule kościoła ś. Pawła ukryty siedział.
Pewnego dnia Smyk i Bates powrócili dość wcześnie po południu do domu, i przysposobiali się do małéj wycieczki na wieczór; pierwszy tedy z tych wspomnionych paniczów ubrdał sobie coś w głowie tego dnia nieco troskliwiéj koło wystrojenia swéj osoby się zakrzątnąć, — co, mówiąc prawdę i oddając mu słuszność,
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/258
Ta strona została skorygowana.