Gdy na gościeniec do Bethnal-Green wiodący doszli, dzień się już zupełny zrobił. Wiele już lamp tymczasem pogaszono, a kilka wozów obładowanych posuwało się wolno, ciężko, ku Londynowi; czasami przegonił także mimo nich wóz pocztowy, błotem zbryzgany, a pocztylijon dawał wtedy przyjemny upominek batem woźnicy od wozów ciężarowych za to, iż jadąc bokiem gościeńca fałszywym, przybycie jego do Londynu i pocztowego domu o parę minut opóźniał.
Domy gościnne i zajezdne, wewnątrz gazem oświecone, stały już wszędzie otworem. Pomału pootwierano także i inne kramy, sklepy, a tu i ówdzie osoby się pojedynczo po ulicy przechadzać zaczęły. Niebawem nadeszło kilka gromad robotników, udających się na dzienną robotę,.... za nimi mężczyźni i kobiety niosąc kosze z rybami na głowie,.... wozy osłami zaprzężone jechały z jarzyną na targowicę,.. inne znów z bydłem żyjącém i ćwierciami wielkiemi świeżego mięsa,.... mleczarki ze swemi wiadrami, konwiami, dzbankami,.... i szereg nieskończony luda, śpieszącego z żywnościami wszelkiego rodzaju do wschdniéj części miasta.
Czém bardziej się do City zbliżali, tém bardziéj się też zgiełk, hałas, ruch i napływ kupców i przekupców wzmagał, a gdy się w ulice pomiędzy Shoreditch i Smithfield leżące zapuścili, zrósł do prawdziwego strumienia huku, wrzawy i zgiełku.
Juz się tak dalece rozwidniło, jak tylko po takiéj nocy i przy takiém niebie pogodném widno być mogło, a poranek czynny dla połowy ludności Londynu się rozpoczął.
Puściwszy się przez Sunstreet i Crownstreet minęli
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/303
Ta strona została skorygowana.