wnego wyrazu nabierają, który je bardzo dawno, w czasach marzącego jeszcze dziecieństwa zdobił, i przez to wiele podobieństwa do pierwszych lat swéj młodości na powrót zyskują. One się wtedy tak spokojne, tak miłe i łagodne na powrót stają, że ci, którzy ich z czasów błogiéj młodości jeszcze znali, z czcią i uszanowaniem koło zwłoków ich klękają, i w nich samych aniołów na ziemi upatrują.
Stara kobiecina szła tedy jak tylko mogła najśpieszniéj przez kilka sieni i parę schodów do góry, mrucząc sobie coś pod nosem niezrozumiale, w odpowiedzi niejako na ciągłe zrzędzenie swéj towarzyszki, oddała jéj świece, gdy się na chwile zatrzymać musiała, aby cokolwiek odetchnąć i sił nabrać, i pozostała w tyle, chcąc się za nią wtedy dopiero udać, gdy do sił przyjdzie, a żwawa jeszcze dozorczyni roboczego domu żywo tymczasem daléj pośpieszała, i ku izbie, w któréj konająca leżała, kroki swe zwróciła.
Była to izba na poddaszu, nędzna, zimna, o jednéj, lichéj lampie, tlejącéj w kącie.
Koło łóżka siedziała druga staruszka, a uczeń gminowego lekarza stał przy kominku, zarzynając sobie piórko do zębów.
— Noc bardzo zimna, pani Corney!
Ozwał się ten młody człowiek, gdy do izby weszła.
— Prawda, że bardzo zimna!
Odpowiedziała mu jak najgrzeczniéj i dygnęła.
— Powinnibyście się o lepsze węgle postarać, — mówił daléj uczeń lekarza, tłukąc parę stopionych kawałków węgla końcem zardzewiałéj łopatki od ognia; — te węgle na nic się nie zdadzą przy takim mrozie.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/342
Ta strona została skorygowana.