zaciśnięte, że niepodobna było ani kropelki w usta jéj przecedzić. Wypiłam go zatém sama i spodziewam się, że mi na złe nie wyjdzie.
Obejrzawszy się potém ostrożnie na około, aby się zapewnić, że ich nikt słyszeć niemoże, te dwie czarownice bliżéj jeszcze do ognia się przysunęły, i serdecznie rozśmiały.
— Pamiętam ja dobrze te czasy, — rzekła pierwsza, — kiedyby ona sama to była uczyniła, i jeszcze się dobrze z tego naśmiała.
— Oj to prawda!.... to prawda! — odpowiedziała druga; — ona bardzo lubiła podobne żarciki! Nie jedno ciałko ładne ona już wyciągnęła, a takie toczne i krągłe jakby z wosku.... Widziałam to nieraz na moje własne stare oczy, a te ręce stare ich się także dotykały, gdyż ja jéj nieraz w téj pracy pomagałam.
Stara czarownica to mówiąc, palce swoje drżące przed siebie wyciągnęła, podniosła je równo z twarzą, pokiwała niemi kilkakrotnie, a potém zatopiwszy je do kieszeni, dobyła z niéj staroświeckiéj, wytartéj, wypłowiałéj tabakierki, z któréj kilka ziarnek tabaki na dłoń swéj towarzyszcze, a kilka więcéj na dłoń własną wysypała.
Kiedy się te dwie staruszki w taki sposób z sobą zabawiały, pani Corney, zniecierpliwiona nadzwyczajnie tém długiém czekaniem na ocknięcie się owéj kobiety umierającéj ze swego snu i otrętwienia, zbliżyła się do nich do ognia, i zapytała opryskliwie: jak długo jeszcze będzie czekać musiała?
— Nie długo, moja pani, nie długo! — odpowiedziała druga staruszka, podnosząc na nią swe oczy. —
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/345
Ta strona została skorygowana.