przerażony, rzuciwszy spojrzenie trwożliwe na swego towarzysza.
Fagin wstrząsnął głową i chciał mu coś na to odpowiedzieć, lecz nieznajomy przerwał mu mowę, wskazując na drzwi od jego domu, do których tymczasem doszli i przed niemi się zatrzymali, robiąc oraz tę uwagę, iż lepiéj będzie, jeżeli mu to, co mu ma powiedzieć, pod dachem powie, gdyż mu od długiego czekania na ulicy, krew już prawie w żyłach zastygła, i wiatr go na wskróś przewiał.
Fagin tak wyglądał, jakoby się chętnie chciał był z tego jakim sposobem wymówić, aby o tak niezwykłéj porze tak rzadkiego i nieznajomego gościa do siebie niewprowadzać, i bąknął coś pod nosem, że niema u siebie ognia, ale jego towarzysz żądanie swoje głosem nieco rabuszniejszym, tonem nakazującym powtórzył; Fagin przeto drzwi otworzył, prosząc go, aby je tymczasem pocichutku zamknął, nim ze świecą po niego powróci.
— Ciemno jak w garnku, — ozwał się nieznajomy, postąpiwszy w sieni kilka kroków naprzód omackiem. — Śpiesz się, śpiesz, gdyż i mnie się śpieszy.
— Zamknij drzwi za sobą! — szepnął Fagin z drugiego końca sieni.
Lecz drzwi tymczasem same z wielkim hałasem się zatrzasły.
— To nie moja wina! — odpowiedział nieznajomy, pnąc się ciągle daléj omackiem.
— Wiatr je musiał zatrzasnąć, albo téż one same na swoję rękę się zamknęły, jedno z tych dwojga być musi. Przynieś że światło jak najprędzéj, inaczéj sobie
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/382
Ta strona została skorygowana.