— A więc uduś dziewczynę! — zawołał Monks zniecierpliwiony.
— Tego na teraz żadną miarą uczynić nie możemy, mój drogi, — odpowiedział Żyd z uśmiechem; — a zresztą podobne rzeczy nie należą do naszego rzemiosła, inaczéj bym był w tych dniach coś podobnego rzeczywiście uczynił. Ale ja znam te dziewczęta bardzo dobrze, mój drogi, bardzo dobrze. Niech no tylko chłopczyna do naszego rzemiosła się weźmie i jemu się całkiem odda, to się dziewczyna ani tyle o niego troskać nie będzie, jak o kawałek drzewa. Ty chcesz koniecznie, aby został złodziejem; jeżeli tylko nie umarł, więc od dnia dzisiejszego złodzieja z niego zrobić mogę;.... a jeźli,.... — dodał Żyd, przysuwając się bliżéj do nieznajomego, — co bardzo łatwo wypaść mogło,.... jeźli go coś najgorszego spotkało,.... jeżeli on w istocie umarł....
— Więc to nie będzie moja wina!
Wtrącił nieznajomy, spojrzawszy na Żyda ze zgrozą w oku, i uchwyciwszy go za ramię rękami drżącemi.
— Pamiętaj o tém Faginie, że ja tego wcale nie chciałem, .... że w tém ręki mojéj nie miałem. Już ci z początku zaraz mówiłem: Wszystko, tylko jego śmierci nie pragnę! Ja nie chcę krwi przelewać; to się zawsze wyda, a człowiek przytém ani na chwilę spokoju niema. Jeźli go zabito, ja nie byłem do tego powodem, czy słyszysz?.... Ha!.... ta przeklęta jama!.... Co to jest?
— Co takiego? — wrzasnął Żyd, chwyciwszy go
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/386
Ta strona została skorygowana.