— To jest prawdziwą srogością,... okrucieństwem! — odpowiedziała dziewczyna.
— Nieinaczéj, — potwierdził Noa Claypole. — A ty czy nie lubisz ostrzyg?
— Niebardzo! — odpowiedziała Karolina. — Ja się bardziéj lubię patrzeć na to, jak ty je połykasz drogi Noa; to mi jest milsze, jakbym je sama jadła.
— A to rzecz śmieszna! dalibógǃ — zawołał Noa z namysłem.
— Oto jest jeszcze jedna, — rzekła Karolina. — Patrzaj no, jaką ładną, smaczną ma bródkę!
— Już więcéj jeść niemogę, — odpowiedział Noa. — Żałuję bardzo, ale już ani rusz więcéj! Karolino, chodź do mnie, niech cię pocałuję!
— Co! — zawołał Bumble, wpadając do izby. — Powiedz to jeszcze raz!
Karolina wrzasnęła, i twarz swoję fartuszkiem zakryła, a Noa, zmieniwszy o tyle tylko postawę swoję, że nogi z poręczy krzesła na ziemię zesunął, spoglądał na Woźnego z przerażeniem i osłupieniem pijanego.
— Powtórz to jeszcze raz, ty niegodziwy, bezczelny chłopcze! — zawołał Bumlbe. — Jak ty śmiesz przez usta nawet coś podobnego przepuścić, co? Jak ty śmiesz na takie rzeczy mu pozwalać, i do tego jeszcze go sama podbudzać, ty zdrożna dziewczyno! Całować ją!.... całować! — wołał Bumble z niewysłowioném oburzeniem; — tego już za wiele!
— Jabym tego nigdy nierobił! — zawołał Noa becząc; — ale ona mię zawsze do tego namawia i sama całuje, czy ja chcę, czy niechcę.
Strona:PL Oliwer Twist T. 1.djvu/400
Ta strona została skorygowana.