— Chłopiec!
Zawołał Giles, odtrącając silnie w tył dróciarza.
— Cóż on tutaj chce,.... co?.... Ha!.... Brittles!.... patrzaj!.... czy go niepoznajesz?
Zaledwie Brittles, który się za drzwiami był ukrył, gdy je otworzył, chłopca tego zobaczył, natychmiast głośno wrzasnął.
Lecz Giles, chwyciwszy chłopca za jedną rękę i nogę, — na szczęście nie za zranioną, — zawlókł go śpiesznie do sieni, i położył na ziemi.
— Oto jest! — wrzeszczał Giles w swojém zapale na całe gardło.... po schodach do góry, — oto jest jeden ze złodziei, pani, oto jest!.... Ach panno! oto jest.... i to zraniony, panno!.... ja go zraniłem, panno!.... a Brittles świece mi trzymał, panno!
— W latarni, panno!
Dodał Brittles, przyłożywszy rękę bokiem do ust, aby wrzask jego tém głośniéj odbijał.
Obie służące pobiegły tymczasem po schodach do góry, aby pani swojéj donieść, że Giles rabusia schwytał, a dróciarz zajął się pod ten czas Oliwerem, i cucić go zaczął, aby im przypadkiem na złość nie zrobił, i pierwéj nie umarł, nim powieszonym zostanie.
Śród tego całego wrzasku, hałasu, ruchu, dał się słyszeć miluchny głos kobiecy, przed którym natychmiast wszystko ucichło.
— Giles!
Zawołał ten głosik po cichu z góry.
— Oto jestem, panno! — odpowiedział Giles. —
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/022
Ta strona została skorygowana.