uroczyście na pamiątkę tego dnia na ucztę zaproszono, — i sługa sądowy.
Ten Jegomość ostatni miał wielką laskę, wielką głowę, wielkie usta, wielki nos, wielkie uszy i wielkie półbuciki na nogach, i wyglądał tak, jakoby także odpowiednią ilość piwa w siebie był wlał, co się też i rzeczywiście stało.
Wydarzenia, które zeszłéj nocy zaszły, były przedmiotem bardzo żywéj rozmowy, a Giles wykładał właśnie obszernie i dobitnie swoję bystrość i przytomność niezrównaną umysłu, kiedy lekarz w kuchni się pojawił. Brittles zaś, trzymając kubek z piwem w ręku, wszystko z góry już zatwierdzał, nim przełożony jego ono jeszcze wyrzekł.
— Siedźcie spokojnie na miejscu, — rzekł lekarz, skinąwszy ręką.
— Dziękuję panu, — odpowiedział Giles. — Panie mi nakazały ludzi piwem poczęstować, a że niemiałem wielkiéj chęci do samotności w moim własnym pokoju i za towarzystwem pragnąłem, zeszedłem tedy na dół, aby wraz z nimi część moję wypić.
Brittles coś niezrozumiałego pod nosem bąknął, przez co jednak chciał wyrazić, iż całe towarzystwo wielką wdzięczność panu Giles winno, i jego łaskawą obecność za zaszczyt sobie poczytuje; a pan Giles z nadzwyczajną powagą na wszystkich spoglądał, chcąc ich niby zapewnić, iż tak długo tego zaszczytu używać mogą, dopokąd się skromnie i przyzwoicie sprawować będą.
— Jakżeż się chory ma wieczór? — zapytał Giles.
— Jako-tako! — odpowiedział lekarz. — Ale ja
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/039
Ta strona została skorygowana.