— Czy to już wszystko, co się tego napadu nocnego dotycze?
— Wszystko! — odrzekł lekarz.
— Cóż to jest z owym chłopcem, którego słudzy rano schwytać mieli? — spytał Blathers.
— Nic, — odpowiedział lekarz. — Jeden ze sług przestraszonych tego domu coś sobie w głowie ubrdał, że ten chłopiec miał mieć udział w tym nocnym rozboju;.... ale to jest czyste szaleństwo i nic więcéj!
— Toby jednak łatwo być mogło,.... — zauważył Duff nieśmiało.
— Jego uwaga bardzo sprawiedliwa, — potwierdził Blathers, kiwnąwszy głową na znak swéj zgodności z jego zdaniem, i zaczął się bawić kajdanami, jakby to w istocie pare kastaniet było. — Gdzie jest ten chłopiec? Cóż on sam o sobie powiada? Zkądże tutaj przybył? Przecież z nieba niespadł jak się spodziewam?
— Zapewnie że nie! — odpowiedział lekarz, rzuciwszy spojrzenie szybkie na obie panie przytomne. — Znam jego całe życie;... ale o tém późniéj pomówiemy. Zdaje się mi, iż najprzód zechcecie panowie z pewnością zwiedzić to miejsce, przez które się złodzieje do domu wkraść chcieli, nieprawda?
— Nieinaczéj! — odpowiedział Blathers. — Najlepiéj będzie jeżeli miejscowość i okoliczności wszystkie najprzód zbadamy, a potém dopiero do śledztwa ze sługami się zabierzemy. Jest to przynajmniej droga zwyczajna w podobnych wypadkach.
Przyniesiono zatém kilka świec, a panowie Blathers i Duff w towarzystwie miejscowego urzędnika sądowego z Chertsey, potém Brittles, Giles, słowem wszyscy
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/046
Ta strona została skorygowana.