się poprzód przez cały tydzień wyuczył, i przy tém zatrudnieniu daleko więcéj czuł dumy i radości, jak sam ksiądz, który je ludowi wykładać musiał.
Rano Oliwer wsześnie wstawał, bo już o szóstéj godzinie, i przebiegał pola, niwy, zwiedzał wszystkie krzaki dalekie i opłotki za kwiatami polnemi, które potém w wielkiéj ilości do domu przynosił, z największą starannością we wiązanki je układał, i jak mógł najpiękniéj stół do śniadania nimi zdobił.
I świeżéj trawki także dla ptaszków Rózi przynosił, którą Oliwer, — wyuczywszy się chodowania ptaków poprzód starannie pod przewodnictwem doświadczonego w téj mierze pisarza wioski, — klatki ich jak najpiękniéj przystrajał i barwił.
Gdy już ptaszki na cały dzień nakarmił, znalazło się zwykle jakie posłannictwo dla niego bardzo miłe, z pomocą do jakiego biednego człowieka we wsi; lub też zatrudnienie jakie w ogrodzie, koło kwiatów, do czego się Oliwer, — który się ogrodownictwa pod okiem tego samego mistrza, będącego oraz i ogrodnikiem z urzędu, nauczył, — z wielkim brał zapałem i szczerą ochotą, i tak długo pracował, dopokąd panna Rózia w ogrodzie się nie pojawiła, tysiącznych pochwał za wszystko, cokolwiek uczynił mu niedała, i swoim serdecznym, miłym uśmiechem wszelkie trudy hojnie mu niewynagrodziła.
Tak trzy miesiące przeminęło;.... trzy miesiące, któreby ludzie najszczęśliwsi do chwil najprzyjemniejszych swego życia policzyć mogli, w życiu zas Oliwera, tylu nieszczęściami i dolegliwościami nękanego, szczęściem, roskoszą niebiańską nazwać się mogły.
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/077
Ta strona została skorygowana.