— Róziu! życie moje! — zawołała pani Maylie, zrywając się nagle ze swego krzesła i nachylając się nad nią. — Cóż ci to jest? Lica twoje łzami zalane? Moja córko kochana cóż cię tak smuci?
— Nic, droga ciociu, nic! — odpowiedziała dziewczyna. — Niewiem sama, co mi jest takiego; niemogę tego sama opisać; ale jakiś smutek niepojęty dzisiaj mię ogarnął, a....
— Przecież nie jesteś słabą, co?... — zawołała stroskana pani Maylie.
— Nie, nie, nie jestem słabą! — odpowiedziała Rózia, i mówiąc to cała się wstrzęsła, jakoby dreszcz zimny, śmiertelny, na wskróś ją był przejął; — a przynajmniéj mi teraz już cokolwiek lepiéj. Oliwer zamknij okno, proszę cię!
Oliwer pośpieszył natychmiast to wykonać, czego od niego zażądano, a młoda dziewczyna, dobywając wszelkich sił swoich, aby pierwotną wesołość na powrót odzyskać, usiłowała coś weselszego zagrać, ale ręce jéj opadły bezwładne na klawisze, a ona potém twarz swoję nimi zakryła, zawlekła się na sofę niedaleko stojącą i rzewnie się nakoniec rozpłakała, niemogąc dłużéj łez swoich wstrzymać i płaczu w sobie stłumić.
— Kochana córko moja! — rzekła ciotka, obejmując ją rękami, — jeszczem cię nigdy taką niewidziała!
— Niechciałam cię w niespokojność wprowadzać kochana ciociu, dopokąd mi sił starczało, — odpowiedziała Rózia, — walczyłam z sobą długo, ale dłużéj już rady sobie dać nie mogłam. Ja się boję, czyli nie jestem w istocie chora, kochana ciociu!
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/081
Ta strona została skorygowana.