pocztylion siadł na konia, pogonił po nierównym bruku miasteczka, i zniknął im z oczu w kilka chwil, cwałując szybko gościńcem.
Było w tém bardzo wiele pocieszającego, wiedząc, iż po pomoc już posłano, i wiele czasu jeszcze nie stracono.
Oliwer opuścił karczmę z daleko lżejszém sercem, i chciał właśnie przez bramę wyjść na ulicę, gdy przypadkiem o człowieka wysokiego w płaszczu utknął, który téj chwili właśnie z izby karczemnéj wychodził.
— Ha! — zawołał nieznajomy, wlepiając w Oliwera swe oczy, odskoczywszy nagle od niego. — Co to jest, do tysiąc piekielnych piorunów?
— Przepraszam pana, bardzo przepraszam; — ozwał się Oliwer. — Śpieszyło mi się bardzo do domu, i nie widziałem pana wychodzącego.
— Umarł! — zawołał nieznajomy do siebie samego, okiem zdziwioném, szeroko wytrzeszczoném, w Oliwera ciągle się wpatrując. — Ktoby to był pomyślał. Obyś się w popiół był zamienił! Aż z grobu wstać musiał, aby mi wejść w drogę.
— Bardzo mię to boli, panie, — wyjąkał Oliwer, zmięszany surowém, dzikiém spojrzeniem nieznajomego; — spodziewam się, żem pana nieuszkodził.
— Bodaj kości twoje zgniły! — mruknął nieznajomy, niewypowiedzianą złością miotany i zgrzytnął zębami. — Gdybym był miał na tyle odwagi owe słówko wymówić, byliby mię jednéj nocy od niego uwolnili. Przekleństwo na twoję głowę, a powietrze morowe na ciebie, ty wisielcze! Co ty tu robisz?
Nieznajomy zagroził mu przytém ściśnioną pięścią,
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/088
Ta strona została skorygowana.