Ta strona została skorygowana.
go był mógł dotknąć, nim od niego odskoczył,.... stał do izby spoglądając, spotkawszy się z wejrzeniem jego,.... Żyd, a przy nim, blada z wściekłości, lub bojaźni, lub tez z jednego i drugiego, dała się widzieć twarz złośliwa, przeraźliwa, tego samego człowieka, który go pewnego razu w bramie domu gospodniego nadybał.
Była to jedynie chwilka, mgnienie oka, połysk przed jego oczyma, i już ich niebyło!
Lecz oni go poznali, i on ich także, a spojrzenie ich tak się w jego pamięć wbiło, jakby ono w kamieniu było wykute i od kolebki ciągle przed jego oczyma stało. Przez chwilę stał jakby piorunem rażony, potém zaś wyskoczył przez okno na ogród, i zaczął głośno o pomoc wołać.