wskazał; musieli bowiem w takim razie przebyć pole otwarte dość znacznéj objętości, a tego w tak krótkim czasie żadną miarą uskutecznić niemogli.
Z drugiéj strony otaczał las gęsty tę łąkę; lecz oni dla tychże samych przyczyn i do tego schronienia żadnym sposobem dostać się nie zdołali.
— To ci się chyba przyśnić musiało, Oliwerze! — rzekł do niego Henryk Maylie, biorąc go na bok.
— Ach nie! nie! dobry panie! — odpowiedział Oliwer, wzdrygnąwszy cię cały na samo wspomnienie odrażającego oblicza starego Żyda; — ja go za nadto jasno widziałem, aby to mógł być li tylko sen złudny. Widziałem ich obu tak wyraźnie przed sobą, jak pana teraz widzę.
— Któż to był ten drugi? — zapytali razem Henryk i pan Losberne.
— Tenże sam człowiek, o którym już raz panu powiedziałem, że mię w karczmie w mieście nadybał, i tak okropnie na mnie się wściekał, — odpowiedział Oliwer. — Myśmy oba bystro na siebie spojrzeli, a jabym mógł przysiądz, że to on.
— I tą drogą uciekli? — pytał daléj Henryk; — jestżeś tego pewnym?
— Tak pewnym jak tego, żem ich obu przy oknie przed sobą widział, — odpowiedział Oliwer, wskazując gdy to mówił na płot, który ogród domu od łąk odgradzał. — Wyższy z nich obu przeskoczył w tém miejscu oto, a Żyd pobiegł o kilka kroków daléj na prawo, i przez tę dziurę oto w płocie się przecisnął.
Henryk i Losberne spoglądali obaj uważnie, bystro, na Oliwera oblicze, gdy im to opowiadał, spojrzeli
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/116
Ta strona została skorygowana.