— Ale tylko mocnego i gorącego. Mnie się zdaje, że taki lubisz, mój panie?
— Niebardzo mocny, niebardzo mocny.
Odpowiedział Bumble, odkrząknąwszy lekko.
— Rozumiesz, co to ma znaczyć, panie gospodarzu! — odpowiedział nieznajomy śmiało.
Gospodarz się uśmiechnął, znikł, i powrócił niebawem z dymiącą szklanką, z której łyk pierwszy zaraz łzy w oczy panu Bumble napędził.
— A terazże mię posłuchaj! — ozwał się nieznajomy, zamknąwszy drzwi i okna. — Ja tu dzisiaj w tym celu jedynie przybyłem, aby się z tobą widzieć i pomówić; a przez przypadek szczególny, jaki szatan bardzo często swym oblubieńcom nastręcza, wchodzisz do téj izby właśnie wtedy, kiedy ja siedząc tutaj o tobie rozmyślam i mózg sobie suszę. Trzeba mi pewnéj wiadomości od ciebie, nieżądam jéj jednak za nic. Oto schowaj to na początek.
To wyrzekłszy, przesunął po stole kilka gwinej do swego towarzysza jak najostrożniéj, jakby się obawiał, aby dźwięku tego kruszcu w pobocznej izbie nieusłyszano. A gdy pan Bumble, obejrzawszy starannie dukaty, i przekonawszy sie dokładnie, iż to złoto szczere, prawdziwe, z wielką radością serca do kieszonki w swéj kamizelce białéj je schował, nieznajomy ciągnął daléj:
— Przenieś się myślą w przeszłość,... poczekaj,... dwanaście lat,.... przeszłéj zimy....
— To czas bardzo długi, — zarzucił Bumble. — No dobrze,.... już jestem.
— Widownią dom roboczy!
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/146
Ta strona została skorygowana.