drabiny i kłaniając ciągle jak najuniżeniéj. — Chodzi tu nietylko o ciebie, mój młody człowieku, ale i o mojéj żony i moję skórę, jak ci samemu dobrze wiadomo, szanowny panie Monks.
— Bardzo mnie to cieszy, że z twych ust podobną uwagę słyszę, — odpowiedział Monks. — Zapal sobie świecę do latarni, i uchodźcie ztąd jak najśpieszniéj dla własnego bezpieczeństwa.
Było to wielkiém szczęściem dla pana Bumble, że ta rozmowa téj chwili się zakończyła, inaczéj byłby wpadł niezawodnie na dół do izby na głowę, gdyby się tylko raz jeszcze cofając w tył, był ukłonił, albowiem o pół stopy tylko od tego otworu może był oddalonym, którym na dół zejść wypadało.
Monks spuścił latarnię, i zdjął ją z haka, a Bumble sobie u niéj światło do swojéj zapalił, do ręki ją wziął i po drabinie najpierwszy w milczeniu na dół schodzić zaczął, nie dokładając najmniejszego starania do przeciągnienia rozmowy; tuż za nim droga jego małżonka się spuściła.
Monks zeszedł za nimi, i zatrzymawszy się na chwilę na drabinie, na wszystkie strony ucho pilnie nadstawiał, aby się przekonać, iż prócz szumu bieżącéj wody i pluskania deszczu padającego, żadnego innego szmeru lub głosu nie słychać.
Pocichutku przeszli przez izbę dolną, i to z największą ostrożnością, gdyż cień najmniejszy Monksa przestrachem i zgrozą przejmował; a Bumble trzymając latarnię swoją ciągle o kilka stóp po nad ziemią, szedł nietylko z niewypowiedzianą ostrożnością, ale i z zadziwiającą lekkością na człowieka jego postawy, i śle-
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/168
Ta strona została skorygowana.