godzin po ulicach błąkał, wpadł do jéj w pokoju zadyszany, wylękły, wzburzony, z taką niespokojnością na twarzy, jakby się jakiego nieszczęścia obawiać należało.
— Cóż ci się to stało, że taki strwożony, wylękniony wyglądasz? — zapytała Rózia, wychodząc naprzeciwko niego. — Powiedzże mi Oliwerze, co ci jest?
— Ach panno, do słowa przyjść nie mogę,.. tak mi coś jest, jakby mię za gardło ściskało, dusiło, — odpowiedział chłopiec. — Ach droga panno! jeźli sobie pomyślę, żem go raz przecie zobaczył, a państwo wszyscy się przekonać będą mogli, że ja wam zawsze prawdę mówiłem!
— Jam nigdy inaczéj nie sądziła,.... byłam zawsze pewna, żeś przed nami prawdy nigdy niezataił, — odparła Rózia, pieszcząc go. — Cóż się jednak stało?.... o kimże to mówisz?
— Widziałem dzisiaj owego jegomości, — odpowiedział Oliwer, bełkotając z radości, — owego staruszka, który tak dobrym był niegdyś dla mnie,.... pana Brownlow, o którymeśmy tyle razy mówili?
— Gdzie? — zapytała Rózia.
— Wysiadającego z powozu, — odpowiedział Oliwer, roniąc łzy radości, — i wchodzącego do pewnego domu. Nie rzekłem do niego ani słowa,.... niemógłem nic mówić do niego, gdyż on mnie nie widział, a ja tak mocno drżałem na całém ciele, żem na żaden sposób z miejsca się nie mógł ruszyć i do niego udać. Ale Giles się dowiedział u sługi, gdzie ten pan teraz mieszka? na co mu odpowiedziano, że w tym domu mieszka od niejakiego czasu. Proszę popatrzyć, — dodał, dobywając z kieszeni małéj karteczki, — oto jest jego
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/213
Ta strona została skorygowana.