dnego ramienia na drugie. — Cóż to, czy znowu się ostajesz?.... A to już człowiekowi cierpliwości brakuje!.... Toby i najlepszego na śmierć znudziło!
— Czy daleko jeszcze?
Zapytała dziewczyna, usiadłszy sobie na ławce dla odpoczynku, z obliczem potem zalaném.
— Już niedaleko! Jesteśmy prawie już na miejscu, — odpowiedział ten długonożny piechotnik, wskazując na miasto przed sobą. — Spojrzyj przed siebie!.... To są oto swiatła Londynu.
— Do tych świateł będzie jeszcze dobre dwie mile, — odparła kobieta z rozpaczą.
— Czy dwie mil, czy dwadzieścia, to cię obchodzić nie powinno, — odparł Noa Claypole opryskliwie, gdyż to on był tym długonogim; — tylko ruszaj żywo daléj, powiadam ci, inaczéj nogą dostaniesz.
A nos czerwony Noy zapyrzonego ze złości jeszcze ciemniejszéj barwy nabrał, a gdy gościeńcem do niéj się zbliżał z tém mocném postanowieniem, aby zagrożenie swoje wykonać, owa niewiasta, nierzekłszy ani słowa się podniosła, i szła spokojnie daléj koło niego:
— Gdziesz myślisz na noc stanąć Noa? —
Zapytała na nowo uszedłszy kilkadziesiąt kroków.
— Czyż mogę naprzód wiedzieć?
Odpowiedział Noa osprykliwie, gdyż ta droga daleka gniew i złość jego jeszcze bardziéj powiększyła.
— Zapewne, gdzie blisko? — rzekła Karolina.
— Nie,.... nieblisko, nie! — odpowiedział Noa Claypole; — niespodziewaj się tego.
— A to dla czego?
— Jeżeli raz powiem, że tak albo owak uczynić
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/231
Ta strona została skorygowana.