sło najbliższe z wyrazem nadzwyczajnego strapienia i smutku.
— Cóż ty znowu bajesz takiego, iż on ani sławy, ani zaszczytu nie pozyskał? — zawołał Fagin, rzuciwszy spojrzenie gniewliwe na swego tak boleśnie stroskanego wychowanka. — Czyliż on nie był zawsze najcelniejszym w swém rzemiośle z was wszystkich. Czyliż on was i co do przebiegłości i dowcipu wszystkich nie przechodził?..... czyli jest który z was, coby choć z daleka przynajmniéj był do niego podobnym, i chciał mu wyrównać?
— Nie, niema żadnego! — odpowiedział Bates głosem z boleści nad tą stratą nieocenioną nieco zmienionym; — to prawda że niema!
— Czegóż więc bzdury plecisz i bajesz? — zawołał Zyd gniewliwie; — gadasz ni w pięć ni w dziewięć,.... co się kupy nie trzyma?
— Ależ powiedzcie sami Faginie, czy to nie ma człowieka gryść i martwić, — odparł Karolek, którego potęga żalu i boleści serca nieczułym na wszelkie wyrzuty i karcące napomnienia Żyda zrobiła, — że o tém ani słówka przed sądem nikt nie wspomni,.... że nikt w świecie nawet i w połowie tego nie będzie wiedział, czém i co on jest?.... Jakieś imie nędzne oni mu w kalendarzu w New-gate dadzą!..... a może nawet i do niego zaciągnięty nie zostanie! O moje oczy! moje oczy! jakżesz to okropnie, haniebnie!
— Ha! ha! ha! — zawołał Żyd, wyciągając rękę i zwracając się z mową do pana Bolter, i tak się przytém serdecznie śmiał, że się aż cały trząsł, jakby zimnicę był dostał: — przekonajże się teraz sam, mój
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/256
Ta strona została skorygowana.