dznéj dzieciny, zaledwie chustką okrytéj i na rękach matki spoczywającéj, przerwana została.
Izba sama była bardzo niezdrowa, gdyż wielka zaducha w niéj panowała; ściany były na ciemno, a strop na biało pomalowany. Nad kominkiem stało stare, zapylone, zakopcone popiersie, a zegar zapruszony po nad celą więźniów, — jedynie dwie rzeczy, które się takiemi być zdawały, jakiemi być powinny, gdyż zepsucie, lub ubóstwo, lub też ciągła i ustawiczna styczność z obiema, pokryła pewną powłoką wszystkie żyjące stworzenia, nie mniéj niemiłą, jak i ta gruba, tłusta osada, pokrywająca wszystkie przedmiota w téj izbie, która im takiego pozoru odrażającego nadawała.
Noa spoglądał ciekawie za Smykiem po wszystkich kątach, a lubo wiele widział kobiet, któreby snadnie matkami lub siostrami człowieka tak znakomicie w tém wzniosłem rzemiośle być mogły, i niejednego mężczyznę, który wielkie podobieństwo miał do jego ojca, niemógł jednak żadnéj osoby uwidzieć, któraby danemu przez Karolka Bates rysopisowi jak najdokładniejszemu Smyka przebiegłego, ściśle była odpowiadała.
Czekał tedy z wielką niespokojnością i ciekawością tak długo, dopokąd wszystkich kobiet przed szrankami stojących nieosądzono i niepowyprawadzano, poczém dopiero pojawienie się innego więźnia wielce mu ulżyło, poznał bowiem natychmiast, iż nim nikt inny być niemoże tylko ten, dla którego właśnie tutaj przybył.
A był to rzeczywiście pan Jakub Dawkins, który jak zwykle ubrany, w swym surducie długim z zawiniętemi aż po łokcie rękawami, lewą rękę trzymając
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/263
Ta strona została skorygowana.