owego haniebnego złoczyńcy leżało, pogroził ręką i rzucił spojrzenie, w którém całe piekło zdrady i nienawiści tlało; potém daléj się potoczył, ukrywszy swe wyschłe ręce we fałdach swego wytartego płaszcza, które w swéj zapalczywości miął i szarpał, jakby za każdém poszarpnięciem swych palców kościstych nieprzyjaciela zgniótł i zniszczył.
Nazajutrz zerwał się wcześnie rano ze swego łoża, i czekał z nadzwyczajną niecierpliwością przybycia swego nowego spólnika, który się po nieskończenie długiéj zwłoce nakoniec pojawił, i natychmiast z chciwością żarłoczną na śniadanie rzucił.
— Słuchajno, Bolter!
Rzekł Żyd, przysuwając sobie krzesło i siadając naprzeciw niego.
— Cóż takiego! Oto jestem! — odpowiedział Noa. — Cóż tam nowego? Proszę was zawczasu, abyście niczego odemnie nie żądali, dopóki śniadania nie zjem. Jest to bardzo wielką wadą w tym domu, że nigdy człowiekowi spokojnie i wygodnie zjeść nie pozwolą.
— Czy podczas jedzenia mówić nie umiesz, co?
Zawołał niecierpliwie Żyd, przeklinając w sercu szczerze zbytnią żarłoczność swego nowego przyjaciela. —
— O dla czego nie! mówić umię i mogę! to nawet chęć do jedzenia zaostrza! — odpowiedział Noa, ukroiwszy sobie ogromną kromkę chleba z masłem. — A gdzie jest Karolina?
— Na mieście! — rzekł Fagin; — wysłałem ją dzisiaj rano z drugiemi dziewczętami na miasto, gdyż chciałem z tobą sam-na-sam pomówić.
Strona:PL Oliwer Twist T. 2.djvu/282
Ta strona została skorygowana.